Ważne akcje

Ważne akcje
MitsuManiaki Dzieciom

sobota, 3 grudnia 2011

Gimme fuel gimme fire gimme that which I desire


Lubię moją Mitsi. Bardzo ją lubię. Uwielbiam nią jeździć, ale nie mogę powiedzieć bym był wtedy w pełni rozluźniony. Wszystko niby fajnie, zrywa się i zbiera jak marzenie, aż prosi by ją wkręcać na obroty, ale jak próbuję to robić to prawie, że słyszę jak się drze: 

A na średnie zużycie paliwa wolę nawet nie patrzeć. Ostatnio jak mi w mieście osiągnęło blisko 11 litrów to mnie krew zalała, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że komputer przekłamuje mi około 1 – 1.5 litra czyli pewnie było rzędu blisko 12 litrów. Nie wiem nie sprawdzałem, bo powiedziałem jej, że jak jest z niej taki ochlaptus to będę jej wydzielał racje żywieniowe, w związku z czym nie zalałem jej do pełna.

Całe szczęście potem miałem nieco dłuższy wypad za miasto i spalanie zeszło już na pewno poniżej 10 – co swoją drogą też jakimś super fajnym wynikiem nie jest.

Ale najbardziej wkurza mnie to, że wiem na co ją stać i że mogłaby być o wiele mniej żarłoczna. Najniższy wynik jaki udało mi się uzyskać, to było 6.1 według wskazań komputera, co oznacza w realu ok. 7-7,6 litra na 100 kilosów, co przy tych gabarytach auta i silniku jest już wynikiem akceptowalnym. Problem w tym, że taki wynik udało uzyskać mi się raz jadąc w deszczowy poranek z Krakowa do Sącza przy pustych drogach i stałej jeździe na piątce z prędkością ok. 90 km/h.

No a niestety trasy po których zazwyczaj jeżdżę są zdecydowanie inne – cały czas zwalnianie, przyspieszanie, zatrzymywanie, najmniejszych szans utrzymania stałej prędkości i marzenie by móc wrzucić choć czwórkę. Tak, że z ecodrivingu nici.

Tym bardziej, że jak już mam możliwość pojechać trochę inaczej to Misia od razu pokazuje swój prawdziwy charakter i nie jest to żadne rockowe pitolenie, tylko ni mniej ni więcej tylko: 


a wtedy to oszczędności idą się seksić.

czwartek, 10 listopada 2011

Scyzoryki i centusie

Ale się porobiło.

Jeszcze dobrze nie ochłonąłem po spocie na Orawie - którego zresztą nie zdążyłem tu nawet podsumować - a już tydzień później mieliśmy spotkanie w Krakowie. 

A jakby tego jeszcze nie było mało to okazuje się, że już szykuje się kolejny. I to nie byle jaki, bo jedziemy w gości na Andrzejki.

A wszystko dlatego, że meydey - mod świętokrzyski, który gościł u nas na Orawie - tak się dobrze z nami bawił, że postanowił zrobić powtórkę z rozrywki, tyle że tym razem migracja Miśków będzie się odbywała w przeciwnym kierunku.

I tak 26 października (sobota) bawimy się w Kielcach, w Klubie MK Bowling wraz z MitsuManiakami świętokrzyskimi. Zaczynamy o 19, a kończymy nad ranem.

A co najlepsze zapraszający fundują nam wejście :D. Więcej informacji na naszej stronie klubowej

W razie jakby ktoś się chciał do nas podpiąć proszę o kontakt ze mną - osoby z Małopolski - lub meydeyem - osoby z Świętokrzyskiego.

sobota, 22 października 2011

Jaja z żelaza


Nie ma to jak być przypartym do muru. W sumie od kupna Cari, a przynajmniej od wymiany rozrządu wiedziałem, że tarcze i klocki hamulcowe z tyłu będą do wymiany i obiecywałem to sobie zrobić już w maju. No ale wiadomo jak to z pieniędzmi bywa, zawsze jest ich za mało i zawsze znajdzie się coś ważniejszego.

Tak było i tym razem, i wymiana hamulców z tyłu odwlekała się i odwlekała w nieskończoność. Nie przyspieszyło jej nawet to, że koła z tyłu zaczęły piszczeć już gdzieś od początku lipca. Głupio trochę było tak jeździć, no ale z pustego i Salomon nie naleje.

Sytuacja zmieniła się, gdy jakieś dwa i pół tygodnia temu prawe tylne koło zaczęło nie tylko piszczeć, ale też najpierw delikatnie szumieć, a z czasem dość głośno dudnić. Wtedy zrobiło mi się już nie tylko głupio, ale i nieswojo i jasne się stało, że nie można już z wymianą zwlekać, tylko trza się zadłużyć, by o bezpieczeństwo swoje własne, a jeszcze bardziej rodziny zadbać – zwłaszcza, że w ten weekend jadę na spot na Orawę, w ramach którego nastąpić ma też przejazd przez Krowiarki do Zawoi, a do tego sprawne hamulce, szczególnie o tej porze roku, są bezwzględnie potrzebne.

I tak w środę wieczór pojechałem do Leszka, a w czwartek po robocie odbierałem od niego autko. W Mitsi wymienione zostały tarcze i klocki hamulcowe z tyłu na nowe firmy TRW. W sumie miałem brać coś tańszego, ale jak się okazało, że różnica wynosiłaby ok. 20 złotych na sztuce od tarczy to stwierdziłem, że lepiej dołożyć te kilka złoty i mieć jednak porządne hamulce.

A oto jak wyglądały stare tarcze – nie dziwota, że koło łomotało. 

Lewy tył:




Prawy tył:


 

Tu coś dla widzów o szczególnie mocnych nerwach :D
 


Żeby nie było, klocki też nie były w dużo lepszym - o ile w ogóle - stanie. 





A tak swoją drogą ja tak patrzę na te zdjęcia i myślę, że przejechałem na tych tarczach ponad 4 tysiące kilometrów, to nie mogę się opędzić od refleksji, że albo mam jaja z żelaza, albo jestem kompletnym kretynem.

A wracając jeszcze do pobytu Mitsi u Leszka, dodatkowo zregenerowane zostały reperaturki zacisków hamulcowych z tyłu, odpowietrzony został układ hamulcowy i przesmarowane zostało co było do przesmarowania. Przy okazji wymieniona została żarówka w postojowych z przodu po lewej – spaliła się była – i kontroli poddane zostały hamulce z przodu. Całe szczęście tam jest dużo lepiej – jeszcze grube tarcze - tak, że jakiś czas jeszcze na nich pojeżdżę.

Tak, że od strony technicznej z poważniejszych rzeczy, czeka mnie już tylko za jakiś czas wymiana kopułki amortyzatora z przodu po lewej i wymiana łożysk kopuł amortyzatorów z przodu. A z mniej ważnych:
  • wymiana panela sterowania szybami od strony kierowcy – przednie guziki otwierają i zamykają jak trzeba, ale brak w nich sprężyn, a bolce, na których były zamontowane się połamały i trzymają się one na bożej łasce
  • wymiana guzika od światła w podsufitce, bo się ułamał i nie świeci się światło w aucie po otwarciu drzwi, czy na życzenie. W sumie idzie się bez tego obejść, bo jest też możliwość włączenia lampek przy lusterku, ale jest to było nie było upierdliwe.

No a jak się już odrobię z mechaniką, to trza by w końcu Misi zabezpieczyć tą rysę na drzwiach no i w końcu zasponsorować jej polerkę i lakierowanie. 

Bo spojlera z tyłu się chyba w życiu nie dorobię. 

sobota, 1 października 2011

Urodziny


Rok temu kiedy zaczynałem robić prawo jazdy, gdyby ktoś powiedział mi, że będę jeździł na spoty Mitsubishi pewnie bym się uśmiechnął.
Gdyby dodał, że będę się na nich zjawiał regularnie pewnie bym się popukał po głowie. Gdyby kontynuował, że będę spoty organizował pewnie bym się zatroszczył o jego stan psychiczny. A gdyby jeszcze napomknął, że będę urządzał jakieś urodziny regionu pewnie bym mu doradził żeby tyle nie pił albo odstawił klej na półkę. A jakby do tego zaczął coś mamrotać, że zostanę moderatorem regionu dzwoniłbym po pogotowie bojąc się, że bredzi w malignie.
 
A tu proszę taka niespodzianka. Nie dość, że zjawiam się na spotach to jeszcze faktycznie maczałem swe palce w przygotowaniu wspomnianych wcześniej urodzin.

A zaczęło się od tego, że kilka miesięcy temu jeden z MitsuManiaków z Krakowa, który był na pierwszym spocie regionalnym rzucił info, że zbliża się 5 rocznica tegoż i zaproponował to uczcić spotkaniem rocznicowym. Jako jednak, że był to okres wyjazdo-wypoczynkowo-wczasowo-wakacyjny temat został przyjęty, co prawda z zainteresowaniem, ale umarł śmiercią naturalną.


A w sumie nie umarł tylko przycichł. Dwa miesiące później okazało się, że dotychczasowy moderator małopolski rezygnuje z funkcji, a na swego następce wyznaczył mnie, co spotkało się z akceptacją grupy spotobywalczej.

Po takim habemus modam co było robić? Trza się było wziąć do roboty i robić co do moderatora należy. A że jednym z głównych obowiązków jest kręcenie spotkań właśnie, to przyszedł mi do głowy ten rzucony przez jednego z Ojców Założycieli :J regionu pomysł ze spotem rocznicowym.

Jedyny kłopot polegał na tym, że była to niedziela 4 września, a do rocznicy został niecały tydzień.

Szybkie info na forum z czasem na określenie i w środę rezerwuję miejsce w Oberży pod Czarnym Koniem. Dwa dni potem muszę podwoić liczbę miejsc.


 
W sobotę (10 września) popołudniu zjawiamy się na miejscu. Okazuje się, że jest nas 9 wozów – przelotem podczas sesji zdjęciowej, o której później, pojawia się jeszcze jeden – i ponad 20 osób, w tym 5 dzieci :D. Jak widać rośnie nam kolejne pokolenie MitsuManiaków.

Samo spotkanie miodzio. Ludzie nie tylko z Krakowa, ale też z Brzeska, Bochni i innych okolic. Zupełnie nowi, zasiedzeni od jakiegoś czasu i totalne dinozaury. No i jak to na spotkaniu: rozmowy, dyskusje, dysputy, gadki, pogawędki, pogaduszki.  

A jako gwóźdź programu i jednocześnie niespodzianka, bo wtajemniczeni byli tylko nieliczni, tort – w końcu to przecież urodziny – z logo MitsuManiaków. Tu muszę podziękować mojej kochanej żonie – to jej pomysł – i synkowi, który udekorował tort swoim resorakiem Lancer Evo VIII.




Po torcie dalsze rozmowy, pizza, a następnie wyjazd pod klasztor w Mogile. 

Po przyjeździe pod klasztor: zabawa stroboskopami



sesja zdjęciowa na parkingu,

 
 
 
 
 
 


wspólne zdjęcie zebranych na sesji MitsuManiaków 

 i powrót do żon i wybranek serca w Oberży. 

Jako, że robi się już późno i ciemno, a dzieci chcą spać, więc na szybkości jeszcze jedna pizza i spot rocznicowy oficjalnie zostaje uznany za zamknięty, po czym następuje powrót do domów.

A następna rocznica już za niecały rok 10 września 2012 roku.

Już teraz zapraszamy.

A więcej na temat tegorocznych urodzin małopolskich MitsuManiaków przeczytacie na naszej stronie klubowej http://www.mitsumaniaki.com.

piątek, 9 września 2011

To już jutro


Już jutro mija 5 rocznica pierwszego spotu MitsuManiaków z małopolski. Tak szczęśliwie się składa, że wypadło to akurat w sobotę i dzięki temu możemy ją uczcić najlepszym z tej okazji sposobem czyli kolejnym spotem.

Spotykamy się o 17 w OBERŻY POD CZARNYM KONIEM, przy ul. Klasztornej 25 w Krakowie.

A oto i mapka dojazdu.


piątek, 2 września 2011

Bliskie spotkania trzeciego stopnia


No i stało się. Zostałem oficjalnym posiadaczem swojej własnej szody parkingowej. Sam ją sobie nabiłem. Nikt mi nie pomagał. A co? Taki jestem zdolny.

A stało się to tak. 

Jako, że do roboty mam blisko to chodzę tam na nogach. No, ale złożyło się tak, że musiałem zawieźć rodzinkę na badania na drugi koniec miasta, skoczyć do pracy i potem wrócić znów po rodzinę. No i jako, że nie opłacało mi się jechać pod dom, to pojechałem prosto do roboty. Tam oczywiście wozów jak psów i każdy każdego zastawia. No więc stanąłem sobie grzecznie, tak że nawet osoba przede mną dałaby radę przy odrobinie sprytu wyjechać. I wszystko byłoby fajnie, ale przyjechało jeszcze kilka osób, no i ten przede mną nie miał już jak wymijać, więc poszedłem go odblokować.

A jako, że powszechnie wiadomo, iż “jak się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy”, to jako stary metal -  i to oderwany od roboty - starałem się być szybki, żeby jak najprędzej wycofać, by sobie wyjechał, wjechać z powrotem i wracać do swoich spraw. No i w tym pośpiechu nie zauważyłem przycupniętego tuż za samochodem kontenera na śmieci. Małe puk i się do niego przytuliłem, a nawet skłoniłem do delikatnego przechylenia się na ziemię.

Całe szczęście nie ucierpiał na tym żaden inny samochód tylko tenże kontener, no a Mitsi co prawda trochę urażona, bo starł się jej na tylnym zderzaku trochę makijaż, ale jakoś mi to wybaczyła, bo żadnym wgnieceń nie ma.

Cóż będzie przez jakiś czas nieco brzydsza. Kasy na polerkę i malowanie póki co nie ma. A nie będę się pitolił z każdą pierdołą z osobna, tylko jej kiedyś fundnę całkowitą kurację odmładzającą.

Poniżej zdjęcia z obdukcji dokumentujące przemoc w rodzinie.







czwartek, 28 lipca 2011

Cudownych rodziców mam


I jak tu nie chwalić własnej mamy jak mi nawet na gumki dorzuci :P. A gwoli ścisłości zasponsoruje.


A było tak – od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem zakupu opon letnich – nawet przejrzałem dokładnie porównanie opon w Auto Świecie i wybrałem model, który by idealnie pasował. Jedyny problem w tym, że zawsze się znalazł jakiś ważniejszy wydatek, nie mówiąc już o tym, że od kilku miesięcy jesteśmy na permanentnym minusie.

No więc się tak odwlekało i odwlekało i w sumie się już nawet pogodziłem z tym, że Mitsi gum letnich nie dostanie – pocieszając się tym, że przy naszych przebiegach zimówki może jakoś to lato przetrzymają i nie zedrą się na tyle by to uniemożliwiało ich użycie w okresie dla nich właściwym.

A tu w sukurs przyszła moja mama.

Trzy dni temu miałem urodziny i wpadła w odwiedziny, no i wystrzeliła z takim prezentem, że aż mi się zrobiło głupio. No zatkało mnie i aż mi łzy z wzruszenia stanęły w oczach. Nie mówiąc o tym, że nie byłem w stanie nawet porządnie podziękować – było mi po prostu głupio taką kwotę przyjąć.

Tak, że dzięki jej pomocy Cari dostała dziś ogumienie letnie – jeszcze się załapaliśmy na sezon :D – a konkretnie Uniroyal Rain Expert 195/60 R15 88H. I nie tylko dostała, ale i w nie wskoczyła – zaraz po zakupie pognałem w te pędy do wulkanizatora no i on przełożył gumy i wyważył koła.

I w końcu mogę jeździć jak Pan Bóg przykazał, a nie jak oszczędność każe.

Nie pozostaje mi nic innego jak w imieniu Miśka, moim własnym, żony i dzieci podziękować Ci mamo.

A, że nie potrafię ładnie dziękować, to zrobię to tak jak potrafię - to dedykacja specjalnie dla Ciebie, bo gdyby nie Ty to tych gum by nie było:



czwartek, 21 lipca 2011

A to się pochwalę


Długo nas tu nie było, bo w sumie niewiele ciekawego się działo – w każdym razie nic na tyle ważnego by od razu blogować, więc stwierdziłem, że napiszę o tym przy innej okazji.

I tak się wyluzowałem z tym pisaniem, że zapomniałem się pochwalić, że Mitsi stuknęło 175 tysięcy kilometrów przebiegu. W sumie całkiem niedawno, a tu już wielkimi krokami zbliżamy się do kolejnego tysiąca.

Przebieg oczywiście oficjalny – bo wiadomo jak to w naszym pięknym kraju, a i u Germańskich sąsiadów z cofaniem liczników bywa – ale patrząc na zużycie materiału i ogólny stan pojazdu można powiedzieć, że dość realistyczny.

No a jak się Misia sprawuje? A no jeździ i pije i pije i jeździ, i sprawia mi cały czas niewymowną radość jak tylko siadam za kierownicą. I niech tak zostanie.

Amen.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

666




No i Mitsi mnie zaskoczyła. To, że dobrze jeździ wiedziałem, to że jest wygodna wiedziałem, to że jest świetna dla rodziny wiedziałem, to że dużo pali wiedziałem, ale tego, że tak jak ja ma metalową duszę to już nie.


W piątek bowiem stuknęło nam dwa tysiące kilometrów wspólnej jazdy, co – biorąc pod uwagę, że to prawie trzy miesiące od kupna – daje jedyny słuszny przebieg miesięczny rzędu 666,666 km :D.


W nagrodę w sobotę zabrałem ją na spot małopolskich MitsuManiaków – więcej już wkrótce – a jeśli dalej będzie tak grzeczna, to może nawet odwiedzimy stację benzynową, a potem przestanę ją katować Marillionem i puszczę jej miód na jej serce, czyli Motörhead :P. W końcu, było nie było, niezły z niej Speedfreak.

Poniżej dedykacja specjalnie dla Cari z życzeniami dalszej bezproblemowej współpracy. 

 

A tak w ogóle to już wiem, gdzie za rok spędzę Światowy Dzień Slayer'a.

środa, 15 czerwca 2011

Pod umówionym Jaworem


Już miesiąc zeszedł, psy się uśpiły,
I coś tam klaszcze za borem.
Pewnie mnie czeka mój Maniak miły
W Oberży pod Czarnym Koniem”

Na tą chwilę czekałem co najmniej jak Laura na spotkanie z Filonem, o ile nie jak alkoholik na godzinę 13. 

Nie ma co się łudzić, forum MitsuManiaków uzależnia i mając przed oczyma wizję spotkania się w realu z innymi maniakami Trzech Diamentów przejawiałem wszystkie klasyczne objawy delirium tremens.

W końcu nadszedł wymarzony dzień i w te pędy puściłem się do Oberży pod Czarnym Koniem.

Powiem szczerze, że to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. 

Było nie było Mitsubishi nie należy do zbyt popularnych marek – jeśli spojrzeć po parkingach czy ulicach – w związku z czym myślałem, że z okolic Krakowa oprócz mojego będą trzy, może cztery Miśki. A tu było ich kilkanaście - aż zabrakło miejsca na parkingu i wielu z nas musiało parkować na ulicy. 

Co więcej okazało się, że miłość do tej marki pozostaje nawet jak się kupi inne auto i pojawili się też byli właściciele Misiów swoimi obecnymi wozidełkami. W sumie w oberży zajęliśmy naprawdę dużo miejsca.

Rozstrzał wiekowy też mnie mile zaskoczył. Nie będąc ani za młodym ani za starym mogłem się w sumie dogadać z każdym.

A tematów było sporo. Oczywiście Miśki, ich eksploatacja i naprawa, ale też kupno aut, ogumienie i tematy w ogóle nie związane z motoryzacją jak: nasze dzieci, praca, rozrywki, itd. itp.

Jednym słowem było bardzo miło i już się nie mogę doczekać kolejnego spotkania, które całe szczęście już na dniach. W związku z czym:

Nie będę sobie warkocz trefiła,
Tylko włos zwiążę splątany;
Bobym się bardziej jeszcze spóźniła,
A mój tam tęskni kochany”.

Do posta załączam kilka zdjęć ze spotu – Jackall następnym razem masz pstryknąć też moją Cari i inne Misie, a nie tylko Gale!!! A zainteresowani mogą poczytać więcej o spocie na stronie klubowej Mitsumaniaków.








czwartek, 2 czerwca 2011

Dzień Dziecka

Jakie prezenty są najlepsze? Takie, które dając innym dajemy tak naprawdę sobie samym. No więc w trosce o dzieci :P Cari dostała serwis klimy. 

Ale od początku. Od jakiegoś czasu zaczęło się robić gorąco jak w tropikach i było wiadomo, że klima stanie się nieodłącznym towarzyszem podróży. I wszytko byłoby miło i fajnie – bo w sumie chłodziła tak, że można aż zapalenie gardła było złapać – gdyby nie drobny fakt, że nie wiadomo było kiedy ostatnio była odgrzybiana. A dziecków tykającą bombą biologiczną – z grzybami, Legionellami i innym syfem - nie miałem ochoty wozić. W związku z powyższym zapadła decyzja, że trzeba klimę doprowadzić do stanu używalności. 

A gdzie?

Od czego jest forum. Krótkie pytanko na Mitsumaniakach i już w kilka minut Adaho podsyła link z do wątku z różnymi miejscami. W chwilę później odzywa się Marcin, a nie długo potem pan Leszek, że u niego też można. 

A jako, że miałem zamiar zrobić coś z obrotami – bo mi za nisko spadały – stwierdziłem, że nie ma co dalej szukać, bo przy okazji klimy upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. 

I tak wczoraj autko, a za nim dzieci – no i nie ma co ukrywać ja :D – dostało prezent. Klima została oczyszczona, wymieniony został filtr kabinowy, wnętrze zostało zdezynfekowane ozonem i uzupełniony został czynnik (tego akurat nie było potrzeba dużo). 

A co do obrotów przeczyszczona została przepustnica, zrobiony został reset komputera no i autko było uczone jak się zachowywać – mam nadzieję, że pomoże nie tylko na obroty, ale i na spalanie.

Ale to temat na kolejną odsłonę serii o walce Mitsi z nałogiem – czyli dlaczego i tak lubię benzynę.

piątek, 6 maja 2011

Szkoda Miśka...

Pan, panie Misiek "jesteś jednostka aspołeczna, ja już wszystko wiem".


O co chodzi? Ano o to, że Miś w zeszłą sobotę był tankowany i znowuż pociągnął tak, że aż Balcerek stanął mi przed oczyma. Tyle dobrze, że tym razem jeździł nie tylko po mieście, ale też w trasie – ta nieszczęsna szyba – więc spalanie nieco spadło i wyniosło 9.05 litra, ale to i tak jakby nie było wychodzi drogo jak fiks.

W związku z czym zapadła decyzja, że Misiek idzie na: "przymusowe leczenie odwykowe"
 



Nie spokojnie nie zamierzam go zagazowywać – aż tak rozumu nie postradałem – ale po prostu jako, że już się z nim trochę zapoznałem, teraz nie będę już jeździł tak sobie żeby się przejechać, ale tylko wtedy gdy to potrzebne. Całe szczęście do pracy mam na nogach, więc przebiegi wielkie się nie zapowiadają.

To powinno wystarczyć, spalanie przez to nie spadnie, ale wydatki na pewno. 

Tym niemniej:


Szkoda Miśka... "dobry był z niego herbatnik. Mógł jeszcze pożyć." :P
 

czwartek, 28 kwietnia 2011

Gdyby głupota mogła latać miałbym skrzydła


Ile kosztuje głupota? Kilkaset złotych. Tyle przynajmniej wyszło w moim wypadku. A wszystko zaczęło się niewinnie.

We wtorek zdecydowałem się przewieźć zdemontowaną szafkę coby nie zagracała piwnicy, a właściwie korytarza w tejże, bo do naszej wnęki nie zmieściła się cała – i stała tak kilka miesięcy – przez co niektórzy sąsiedzi patrzyli na mnie wilkiem. No i stwierdziłem: jest wozik to się właduje do niego i przewiezie – przy okazji przejadę się w trasę, zobaczę ile spala poza miastem, przekonam się czy Cari się nadaje do przewozu większych ładunków – nadaje się, van niepotrzebny:- ) – no i załatwię kilka spraw w Zawoi.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dwóch idiotów.

Pierwszym jestem o zgrozo ja sam.

Po złożeniu siedzeń wszystkie deski ładnie weszły do bagażnika, ale niestety nie ułożyłem tych części, które były z przodu w dół – bo po próbie takiego umieszczenia wyszło mi, że mogą się ruszać i walnąć mnie w szyję na zakrętach – ani do góry, tyle że w dwóch rzędach – bo zawadzały przy kierowaniu – tylko wszystkie deski jedna na drugiej. Ale to dałoby się jeszcze przeboleć, gdyby nie fakt, że nie powiązałem ich ze sobą ani nie przymocowałem do niczego w środku.

Drugim jest kierowca – niech go dorwę w swoje łapy to będzie ofiara na mord rytualny jak znalazł: wybebeszę, pożrę wnętrzności, wychłeptam krew, oskóruję, spalę żywcem, nasikam na grób, a z kości zrobię sobie łańcuszek – który wcisnął mi się tuż przed maskę niedaleko miasteczka studenckiego.

Wjechał w ostatniej chwili wymuszając pierwszeństwo. A nie bawiąc się w eufemizmy: wepchał się na chama. Efekt? Musiałem nieco mocniej przyhamować – bez pisku, ale nie tak spokojnie jak gdy ktoś normalnie wjeżdża – na co deski pognały radośnie na przednią szybę. W mieście jak w mieście, jeszcze dwa lub trzy razy musiałem mocniej hamować – przy czym ci inni kierowcy akurat nie są winni, bo to coś przed nimi wypadło, więc im nic nie zrobię :P – tyle, że teraz byłem już mądrzejszy i jak widziałem, że coś się może święcić jeszcze zanim zaczynałem hamować łapałem deski. Trochę się przy tym poharatałem, ale trudno. W każdym razie nie wszystkie udało się zatrzymać, a jedynie nieco spowolnić, no i przywitały się z tą szybą. Sprawdzałem, niby wszystko OK, no ale widać materiał został nadwyrężony i zanim dojechałem na miejsce szyba pękła.

Jak widać na zamieszczonych poniżej zdjęciach, nie było to jakieś makabryczne pęknięcie, ale było nie było szyba do wymiany. Wróciłem do Kraka wieczorem – modląc się pod drodze co by nie wypadła w trakcie jazdy – i w środę zaraz z rana pojechałem na wymianę. No i jestem te parę setek w plecy.

I już pal sześć te pieniądza, tylko mi szkoda trochę Mitsi, co już szyba nie oryginalna. I tak sobie myślę, skoro i tak poszła do wymiany to szkoda, że te dechy jej nie rozwaliły i nie wrypały się w auto tego buraka. Może miałbym większe koszty, ale przynajmniej dureń nauczyłby się, że nie wpycha się zaraz przed zderzak.

Choć z drugiej strony dobrze, że tak się nie stało, bo mogłyby mi też porysować maskę, a tak poza tą szybą i delikatnymi obtarciami tapicerki - jak widać na zdjęciach -  Cari nic się nie stało; zdążyłem się zatrzymać, więc nie było żadnej stłuczki; a szyba nowa już jest wstawiona, więc w sumie nie ma co płakać.

Ale i tak znajdę cię kierowco Passata... a wtedy „run like hell”!

Poniżej dokumentacja zdjęciowa.