Ważne akcje

Ważne akcje
MitsuManiaki Dzieciom

piątek, 6 kwietnia 2012

Prima Aprilis czyli otwarcie sezonu spotów w Małopolsce

-->
W zeszłą niedzielę oficjalnie otworzyliśmy sezon spotów w Małopolsce.

-->
Prawdę mówiąc trochę wyważyliśmy otwarte drzwi, bo to otwarcie było już naszym czwartym spotem w tym roku (jeśli liczyć dwa zamiejscowe). Ponieważ jednak był to nasz pierwszy raz w Krakowie po rozpoczęciu wiosny, możemy przyjąć, iż stanowił on rozpoczęcie sezonu, który się tak na dobrą sprawę nie zdążył skończyć.

W każdym razie o 17 zjechaliśmy się pod "Konia". I tu od razu niespodzianka. Galanty nie są już w większości. Znaczy dalej jest ich najwięcej, ale stanowią już mniej niż połowę wszystkich aut. 

Największe zainteresowanie budzą oczywiście Misie widziane po raz pierwszy, w tym nowy nabytek Mystka czyli czarny Mirage turbo zza Wielkiej Wody, którego widać na zdjęciach. No muszę powiedzieć fajna bajka. Choć ja osobiście najbardziej zazdroszczę Pablo Diablo, którego Lancer jest pięć razy młodszy niż moja Cari, a pali prawie trzy razy mniej

Po części na otwartym powietrzu przenosimy się do środka i każdy je i pije to co lubi. Dzieci biegają i krzyczą, a my rozmawiamy o różnych różnościach - w tym o nadchodzących gokartach ze  Ślązakami i o spocie Polski południowej, który planujemy na czerwiec. 

--> I to by było w sumie na tyle.

Poniżej zdjęcia, za które dziękuję komarsnkowi i pablo diablo.


Hanysy kontra gorole

Dwa miesiące temu - a dokładnie w lutym - w Wierchomli miał miejsce spot interregionalny Mitsumaniaków. Mnie tam ze względu na robotę niestety nie było, ale chłopaki umyślili sobie, że spotkają się wspólnie na gokartach. 

Niestety czas, który ustalili też miałem spędzić w pracy, niosąc oświaty kaganiec. Całe szczęście okazało się, że termin dało się przełożyć i tak 22 marca razem z kilkoma ludźmi z Krakowa załadowaliśmy się w zagazowanego Galanta - wrodzone centusiostwo powstrzymało nas przed jazdą każdy na własną rękę - i pomknęliśmy do tych Tych. 

Tam, jak to na Śląsku, obowiązkowo zgubiliśmy się - jeszcze zanim zdążyliśmy dotrzeć na tor - w czym (zgubieniu, nie dotarciu) w dużym stopniu pomógł nam GPS. 

Jak już dotarliśmy na miejsce szybka informacja co i jak i na tor. 

Sam tor? Jako, że nigdy wcześniej nie byłem na gokartach, to nie mam porównania, ale mi się bardzo podobało. Jedyne z czym miałem problem to fakt, że poza znaczeniem flag żółtej i szachownicy nie pamiętałem, co sygnalizują inne kolory. Jednak na logikę stwierdziłem, że jak mi facet macha niebieskim, a ja się wlokę, to pewnie mam puścić tych co z tyłu, to i puszczałem. 

W każdym razie sama jazda ekstra sprawa - pół godziny totalnego szaleństwa. A po tym czasie wyniki. Pan podał nam karteczkę i wpisujemy numery kartów i już wiadomo, kto na którym miejscu. Ja akurat profilaktycznie zapomniałem numery swojego karta, jednak - jako, że niestety inni pamiętali swoje - udało się ustalić, że wylądowałem na szarym końcu. No może poszarzałym, bo jeden z Galicjan miał jeszcze gorszy czas. 

Było minęło, wynik mnie jakoś specjalnie nie ruszył. Raz, że nie spodziewałem się lepszego, a dwa iż biorąc pod uwagę, że był to mój pierwszy raz, a do tego jeżdżę w okularach -8, a prawo jazdy mam od roku to w sumie chyba nie było tak źle. 

Po obejrzeniu wyników chwila rozmowy - oglądanie silników, rozpórek czy czego tam jeszcze - i stwierdzamy, że trzeba coś przekąsić. A więc szybka decyzja i jedziemy do McDonaldsa.
  

A skoro tak, to trzeba wykorzystać okazję i dać się przewieźć jakimś Miśkiem, którym się jeszcze nie jechało. Ja zabieram się z Pitbulem, i jak lubię Carismy to muszę stwierdzić, że Galanty też są fajne. Największy szczęście ma jednak Tomek, który załapuje się na miejsce pasażera w Legnumie. W sumie sam ma Gala, no ale o 220 koni słabszego, bo cacko którym jedzie ma pod maską 380 kucyków. 

Na hamburgerach, Shakeach i innym zapchajstwie spędzamy jeszcze z Ślązakami dwie godziny, po czym zbieramy się do Kraka. Po drodze oczywiście gubimy się jeszcze raz - w końcu Śląsk i GPS - ale koniec końców, poobijani, ale i zadowoleni dojeżdżamy do Kraka. 

Tam przesiadam się do Cari i zawożę Wojtka - do Brzuchani. Do domu wracam około pierwszej. Zmęczony, ale zadowolony. 

Jednym słowem gokarty super sprawa. Spotkanie ze Ślązakami jeszcze lepsza. Dlatego też już w ten czwartek chłopaki przyjeżdżają do nas i tym razem ścigamy się w Krakowie. Mnie tam akurat niestety nie będzie - praca - ale na after party powinienem się już załapać.

Zjęcia autorstwa Wojtka Bogacza