Jako, że z Cari nic ciekawego się nie dzieje – nie psuje się jak na Mitsubishi przystało – więc coby blog nie zszedł śmiercią naturalną, wprowadzę tu kilka cyklów tematycznych. Pierwszym z nich będzie “Dlaczego nie kupiłem...”
Na pierwszy ogień mokry sen większości polskich kierowców czyli Volkswagen.
Gdy rok temu zaczynałem poszukiwania pierwszego samochodu większość życzliwych od razu wyskoczyła z pomysłem Das Auto. Wiesiek i tylko Wiesiek. Bo przecież tylko Wieśki są godne uwagi, tylko Wieśki się nie psują, a do tego są tanie w naprawie.
Nota bena nigdy nie pojmę, jak można jednym tchem mówić, że coś się nie psuje i jest tanie w naprawie.
Po za tym, do niezaprzeczalnych zalet auta dla ludu należeć miała wysoka jakość wykonania funkcjonalność no i jakże... niskie zużycie paliwa, no bo jak VW to oczywiście tylko diesel TDI.
Jak moim doradcom mówiłem, że VW mnie nie interesują patrzyli na mnie jak na idiotę, a jak napomykałem, że szukam benzyny to podejrzewali poważne zaburzenia osobowości. I oczywiście żadne tłumaczenia, że przy tyluletnim aucie niższe zużycie paliwa przy wyższym niebezpieczeństwie kosztownej awarii niezbyt opłacalne nie przemawiały, zwłaszcza że przecież TDI miały się nie psuć – pal sześć te pękające głowice w 2.0 – a części (które producent wypuścił z rozpędu zapominając, że przecież jego wozy się nie psują) były tanie.
Teraz po roku jak diesel przekroczył już benzynę i nic nie zapowiada by miało być lepiej, niektórzy z byłych doradców sami zaczynają twierdzić, że faktycznie diesel to nie koniecznie jedyny wybór, no ale ich miłość do VW i w ogóle motoryzacji niemieckiej pozostała niezmienna.
No więc dlaczego nie kupiłem Polo, Golfa, ani żadnego innego swetra? Odpowiem tak. Jakbym chciał auto z klocków to bym sobie kupił Lego. Bo to jest główny problem VW i w ogóle niemieckiej motoryzacji, że urodą przypomina sportsmenki z Wschodnich Niemiec. Nie, nie są brzydkie, ale do powabnych też nie należą. Ja rozumiem funkcjonalność i praktyczność ale na litość boską jak można robić tak siekierą ciosane auta. No słusznie powiedziane „dla ludu”, bo są po prostu mierne i niczym się zbytnio nie wyróżniają by broń boże nie zrazić potencjalnych nabywców.
Zestawcie dowolnego Wieśka z Lancerem, Galantem, Madą 3, Roverem 75 to zobaczycie o czym mowa.
Po prostu auto, którym mam jeździć musi w sobie mieć to coś – choćby to miała być rdza jak w Mazdzie czy Galancie – co sprawi, że przyciągnie ono i utrzyma moją uwagę.
Nigdy nie podważałem zalet VW to naprawdę świetne auta, tylko kurcze są inne, które mają te same zalety i oferują do tego wartość dodaną. Może i części mają droższe niż VW, ale uczciwie można powiedzieć, że się psują znacznie rzadziej niż wieśwageny o czym świadczyć mogą przeróżne statystyki nie tylko niemieckie. Są i inne auta, które też są funkcjonalne – wiem, że głoszę herezję, ale są auta wygodniejsze niż Passat i do tego z lepszym bagażnikiem (ot choćby Omega). Są auta, które mają lepszą jakość wykonania. I nie do wiary, ale są auta z lepszymi silnikami niż osławione 1.9TDI nawet jeśli więcej palą. I w dodatku wszystkie one biją pod względem estetycznym cała stajnię Volkswagena na głowę i to nie odwołując się do jakiś ekstrawagancji. Zwykła Almera 2 jest kilka razy ładniejsza od Golfa mimo, że sama w sobie nie jest jakaś wybitna. Bo powtórzę jeszcze raz, VW nie są brzydnie, niektóre Passaty są nawet ładne – np. CC – ale są przy tym takie jakieś przeciętne, bezpieczne, nijakie. Nie wywołują u nikogo palpitacji, wzwodu, ślinotoku czy innych niekontrolowanych reakcji.
No więc dlaczego kupiłem Cari a nie VW? Bo mimo mniejszego bagażnika i odrobinę mniejszej jakości wykończenia, na potrzeby moje i mojej rodziny w zupełności starcza. A oprócz tego wszystkiego ma w sobie to coś. Właśnie te detale jak silnik kręcący się, że aż miło, drewno, półskóry, listwy i póki co niezawodność sprawiają, że wsiadając do niej od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Uśmiech, którego jakoś nie mogę sobie wyobrazić przy Niemcach. A do tego jest jeszcze jeden ważny czynnik, każdy słyszał o Polo, Golfie, Passacie i innych wyrobach autopodobnych. Natomiast na słowo Carisma wiele osób robi wielkie oczy. Widząc inną Cari na ulicy aż człowiek się uśmiecha.
Już samo to sprawia, że Wieśki z Miśkami przegrywają z kretesem, a do tego jeszcze kwestia ceny, która paradoksalnie w przypadku Miśków powinna być wyższa niż w przypadku VAGów.
A dla wszystkich ludzi dobrej woli, którzy mają zamiar mnie ostrzegać jak to pójdę z torbami dodam, że mam znajomych studentów, którzy mają droższe w utrzymaniu od Cari Galanty i jakoś żyją, więc nie taki wilk straszny jak go malują.
No więc dlaczego nie kupiłem VW? Cóż, “If a man does not keep pace with his companions, perhaps it is because he hears a different drummer”. Po prostu co innego jest dla mnie ważne niż dla nabywców VAGów. Ani jak nie jestem lepszy ani oni. Po prostu co innego nas kręci.
Japońskie samochody są po prostu ładniejsze niż vw a silniki biją je na głowę. tyle w temacie. pozdrawiam autora, tak trzymaj!
OdpowiedzUsuń