To miała być Mazda!
Mieliśmy już nawet wybrane modele, które nas interesują. Więcej, wszystko na ich temat wiedzieliśmy - jaki silnik najlepiej, czy z przed czy z po liftu (i to którego), z którą wersją wyposażeniową itd, itp. Jedyny problem w tym, że nie szło znaleźć odpowiedniego egzemplarza. Albo jakiś usportowiony, ze wstawionymi filtrami stożkowymi, albo silnik tak wymyty, że błyszczał się jak psu jaja, albo nie na naszą kieszeń, albo po prostu za daleko.
I wtedy pojawiła się myśl, że może by tak rozważyć Mitsi. Może nie tak uśmiechnięta, no ale pod względem funkcjonalności ani na krok nie ustępująca wymarzonym Madźkom, a jeśli idzie o niezawodność też bardzo chwalona.
Zresztą dość już miałem tego szukania. Dwa miesiące jak nie dłużej, grzebania po ogłoszeniach, dzwonienia po ludziach i tak dalej. Zapadła więc ostateczna decyzja. Jadę i kupuję cokolwiek co ma cztery koła, silnik, nie było bite i nie jest nadgryzione przez rudą. Co nie zmienia faktu, że na ustalonej trasie i tak były głównie Miśki i Magdaleny. I tak w zeszłą środę z kuzynem mechanikiem-blacharzem wybraliśmy się na poszukiwanie wozu.
Kilka godzin na przemyślenie sprawy i przedyskutowanie jej z połowicą.
Jest. Bierzemy. Przegląd rejestracyjny wypada pomyślnie. Facet w stacji najpierw zachwyca się spalaniem, a potem oryginalnym jeszcze zabezpieczeniem pod spodem.
OK. Kasa zapłacona, ubezpieczenie 30 dniowe - by móc wrócić do domu - wykupione. Spawa zamknięta.
Cały zeszły czwartek to załatwianie formalności rejestracyjnych i ubezpieczycielskich. Wieczorem oblewanie wozu - znaczy rodzina, bo ja oczywiście jako kierowca w tę i drugą po mieście. A potem już tylko radość jeżdżenia.
Póki co Mitsi ma przejechane przeze mnie około 150 kilometrów, wymieniony olej, wymienione i przeczyszczone filtry i naprawiony delikatny wyciek płynu chłodniczego.
No i jest brudna jak nieboskie stworzenie, gdyż na razie stoją przed nią ważniejsze wydatki - jak to przed używanym autem.
Tak więc czeka grzecznie na wymianę rozrządu. Ta za 10 dni, bo wtedy czas ma osławiony pan Leszek zachwalany przez wszystkich MItsumaniaków z okolic Krakowa. Gościu zna ponoć te auta na wylot, a do tego, jeśli się dobrze orientuję, sam ma taką samą Carismę, a więc wie z czym będzie miał do roboty. Zresztą rozmowa z nim to sama przyjemność, gościu tak profesjonalnie opowiada i odpowiada, że aż chce się u niego robić - mam porównanie z innymi mechanikami, którzy może też dobrzy, ale tak wyczerpująco klienta nie poinformują co jak, gdzie i dlaczego mu wsadzą :-D.
A jak wrażenia z samej Mitsi?
Serce jeszcze trochę krwawi, że to nie Madźka, ale całe szczęście mózg podpowiada, że to dobra decyzja.
Cóż może jednak warto nie być krową i od czasu do czasu zmienić zdanie.
To miała być Mazda, ale i tak jest dobrze jak jest. A Mazda będzie za jakiś czas i coś mi mówi, że może razem z Mitsubishi ;-)
Efka BA i Lancer Evo - to dopiero byłby zestaw :-D.
Efka BA i Lancer Evo - to dopiero byłby zestaw :-D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz